Wózki widłowe z roku na rok sprzedają się w Polsce coraz lepiej. I tak ma być nadal. Zdaniem specjalistów, widlaki są jednym z ostatnich ogniw, w których znajduje odbicie poprawa ogólnej koniunktury gospodarczej. Oferta rynkowa stale się powiększa. Niemal każdy szanujący się producent ma jakieś nowości. Są to widlaki elektryczne na prąd zmienny (np. Yale, Nissan czy OM Pimespo) i napędzane gazem LPG (np. Doosan, Clark, BT). Still wprowadził natomiast niedawno na rynek rodzinę hybrydowych (dieslowsko-elektrycznych i gazowo-elektrycznych) wózków widłowych RX 70 o udźwigu 2,2-3,5 t.
Świetnie sprzedają się obecnie ciężarówki, jak przysłowiowe grzyby po deszczu powstają nowe obiekty magazynowe, centra dystrybucyjne, terminale logistyczne. Do ich obsługi potrzebne są specjalistyczne środki transportu poziomego i pionowego. Należą do nich m.in. wózki widłowe. Już teraz sprzedaż nowych widlaków w Polsce szacowana jest na ok. 6 tys. egzemplarzy rocznie (przyrost z roku na rok wynosi prawie jedną piątą), a prognozy mówią, że pod koniec dekady może to być 9-10 tys. egzemplarzy rocznie.
Nowe wózki, nowe marki
Oferta rynkowa stale się powiększa. Niemal każdy szanujący się producent ma jakieś nowości. Są to widlaki elektryczne na prąd zmienny (np. Yale, Nissan czy OM Pimespo) i napędzane gazem LPG (np. Doosan, Clark, BT). Still wprowadził natomiast niedawno na rynek rodzinę hybrydowych (dieslowsko-elektrycznych i gazowo-elektrycznych) wózków widłowych RX 70 o udźwigu 2,2-3,5 t. Systemy jazdy mają napęd dieslowski lub gazowy. Poza tym, że silniki wykonują swe normalne zadania, są jednocześnie generatorami prądu do realizacji funkcji roboczych. Nowością jest też hamulec elektryczny, który nie zużywa się, co zmniejsza koszty eksploatacji.
Coraz śmielej poczynają sobie na rynku chińscy producenci, np. rodzina maszyn (udźwig 1-7 t) czołowej chińskiej marki HC Forklift została ostatnio odświeżona. W lipcu trafiły też do sprzedaży wózki Lyson. Marka jest wprawdzie polska, ale maszyny pochodzą z Chin. Oferta obejmuje widlaki z napędem benzynowym, gazowym i dieslowskim (udźwig 1,8-3,5 t). Na polskim rynku pojawiają się też nowe marki z Europy, np. Nexen z Wielkiej Brytanii. Jak poinformował Andrzej Ściana z wrocławskiej firmy Lift-Technika Plus, generalnego importera widlaków Nexen do Polski, w tym roku zaplanowano sprzedaż co najmniej kilkudziesięciu maszyn. Oferta wózków Nexen jest szeroka. W grupie widlaków z napędem spalinowym (diesel) są maszyny o udźwigu od 1,8 do 8 t, te z napędem gazowym (LPG) mają udźwig od 1,8 do 5 t, a elektryczne od 1,8 do 3 t. Walorem nowych maszyn, co podkreśla importer, jest prosta obsługa. Sterowanie odbywa się przy pomocy tradycyjnych dźwigni, a nie coraz powszechniejszych dżojstików. Podobnymi cechami charakteryzują się niemal zupełnie dotąd nieznane w Polsce niemieckie wózki Knuth Terra Lift (udźwig 2-5 t).
Zauważalnym zjawiskiem jest wzrost zainteresowania tradycyjnymi wózkami spalinowymi (rok temu na topie były głównie elektryczne).
Sztaplar Image, czyli oceniają użytkownicy
Dystrybutorzy maszyn starannie analizują rankingi sprzedażowe i serwisowe. Najistotniejszym z nich jest Sztaplar Image. Jest to ogólnopolskie badanie przeprowadzane wśród użytkowników wózków widłowych. Wyniki publikowane są latem każdego roku. Jako pierwsi uzyskaliśmy dostęp do wyników za rok bieżący.
W kategorii najwyżej ceniona marka widlaków liderem została Toyota. Japoński potentat wygrał zresztą w tej kategorii po raz trzeci z rzędu.
W kategorii najlepsze serwisy wózków widłowych zwyciężyła firma BT Polska z Pruszkowa. BT (z Toyotą łączą je powiązania kapitałowe) w zestawieniu serwisowych liderów zdetronizowało Nissana (wiódł prym przez dwa poprzednie lata).
Używane, po remoncie
Nie wiadomo, ile używanych widlaków sprzedaje się w Polsce. Piotr Ciborowski z handlującej widlakami firmy Heavy Net ze Zgierza mówi o kilku tysiącach rocznie. Klienci najczęściej szukają używanych maszyn o udźwigu od 1,5 do 3,5 t, zazwyczaj z napędem gazowym lub dieslowskim. W zgodnej opinii handlowców już wkrótce skończą się czasy tzw. firm kogucików, działających na niewielką skalę, bez zaplecza serwisowego itp. Wymuszają to sami klienci, żądający przy zakupie używanych widlaków podobnych warunków jak w przypadku nowych (kredyty, gwarancje itp.).
Przed sprzedażą lub przed przekazaniem ich klientom używane widlaki są też najczęściej gruntownie remontowane. - U nas klienci widzą wózki w takim stanie, w jakim docierają do nas z Japonii, decydują o zakupie, a następnie w ciągu dwóch, trzech tygodni doprowadzamy widlaka do odpowiedniego stanu. Wymianie podlega wiele elementów, łącznie z zawieszeniem, okablowaniem, ogumieniem, uszczelniaczami itp. - podkreśla Piotr Łysoń, współwłaściciel Lemarpolu z Andrychowa, handlującego używanymi widlakami.
Wywiad
z Łukaszem Sołtysiakiem z firmy Wandalex (importer wózków marki Yale) z Warszawy
- Czy cena pozostaje głównym kryterium decydującym o wyborze wózka?
- Oczywiście wielu klientów najpierw pyta o cenę, ale nie jest to już kryterium tak wyraźnie dominujące, jak było jeszcze dwa, trzy lata temu. Teraz przyszli użytkownicy interesują się również np. warunkami serwisu maszyn. Chodzi o to, aby wózek był jak najdłużej dostępny, aby minimalizować czas przestojów. Mówiąc krótko: wózki muszą być produktywne, bo to ma wpływ na organizację pracy, a pośrednio na... pieniądze. Bardzo ważna dla klientów jest też prostota obsługi wózka. Nadmiernie nafaszerowane elektroniką widlaki są niechętnie kupowane.
- W jakim kierunku idą zmiany w konstrukcji widlaków?
- Patrząc z zewnątrz na większość wózków, można odnieść wrażenie, że zmiany są niewielkie. Ale to tylko pozory. Z wózkami jest podobnie jak z innymi pojazdami. Zmiany technologiczne są olbrzymie, co rusz mamy do czynienia z nowymi rozwiązaniami. Prace konstruktorów zmierzają przede wszystkim do zwiększenia bezpieczeństwa użytkowania maszyn, stąd np. coraz powszechniejsze systemy stabilizacyjne, a także zabezpieczenia przed korzystaniem z maszyny osób nieuprawnionych. Wózki są też coraz lepiej zabezpieczane przed uszkodzeniami podczas pracy w trudnych warunkach, a jednostki napędowe oraz hydraulika są systematycznie monitorowane przez komputery. To ma obniżyć koszty eksploatacji, wydłużyć żywotność. Są też bardzo prozaiczne rozwiązania, zmierzające do uproszczenia obsługi. Coraz powszechniej stosuje się np. lampy typu LED, o dłuższej niż tradycyjne żywotności.
Still R20-20 (elektryczny) |
1994 |
2.000 kg |
ok. 22 tys. zł |
Balkancar DV1792 (diesel) |
1997 |
3.500 kg |
ok. 26 tys. zł |
Hyster 2.50 (gazowy) |
1999 |
2.500 kg |
ok. 37 tys. zł |
Steinbock CD20H (diesel) |
2000 |
2.000 kg |
ok. 32 tys. zł |
Linde E18P-02 (elektryczny) |
2000 |
1.800 kg |
ok. 35 tys. zł |
Toyota 7FB 20 (elektryczny) |
2000 |
2.000 kg |
ok. 39 tys. zł |
Jungheinrich EFG (elektryczny) |
2002 |
2.500 kg |
ok. 60 tys. zł |
Still R70-16G (gazowy) |
2003 |
1.600 kg |
ok. 48 tys. zł |
źródło: dane dystrybutorów |